Last minute

1 07 2008

Umayyad Mosque, Damaszek, Syria

Umayyad Mosque, Damaszek, Syria

:: Zapraszamy również na bloga z podróży do Indii: http://indie.konkel.eu ::

Na początku była myśl: ?pojedźmy w jakieś kozackie miejsce?. Skończyliśmy studia, popracowaliśmy tu i ówdzie, więc warto byłoby zwinąć się z Polski. Latem, i to w celach wyłącznie turystycznych. Myśl sobie jakiś czas dojrzewała w naszych głowach, by wreszcie pod koniec czerwca 2008 roku, w pewien słoneczny piątek, zmaterializować się i przekształcić w konkretny plan działania. Wybraliśmy dość przebojową opcję- wyjazd do Syrii przez Turcję. Opcję, która- między innymi- zakładała uporanie się ze wszystkimi sprawami organizacyjnymi w ciągu nieco ponad tygodnia.

Apamea, Syria

Apamea, Syria

Pierwszym schodem okazała się sprawa wiz. Upając się od jakiegoś czasu możliwościami jakie daje bycie w strefie Shengen, nie skumaliśmy że do Syrii będzie potrzebna wiza, której w dodatku nie da się załatwić od ręki, na granicy. Szczęście jednak sprzyja przebojowym decyzjom: okazało się że nasza znajoma jedzie akurat do Warszawy (gdzie jest ambasada Syrii). Zrobiliśmy więc ekspresowe fotki, wraz z 40? (tyle kosztuje 3miesięczna wiza pozwalająca na wielokrotne przekraczanie granicy Syrii) i wnioskiem wizowym umieściliśmy wszystko w kopercie, która została zawieziona do Warszawy. W formularzu wizowym należało określić w którym miejscu będziemy przekraczać granicę. Zajrzelismy więc chybcikiem na googlemaps, gdzie odnaleźliśmy najmniej oddaloną od granicy z Turcją miejscowość A?zaz. Pan Ambasador który przyglądał się naszym wnioskom wizowym trochę się uśmiał, powiedział że w tej miejscowości nie ma przejścia granicznego z Syrią. Jak stwierdził, równie dobrze możnaby przekroczyć granicę polsko-niemiecką w Bydgoszczy. Ostatecznie nasze wnioski wizowe przeszły jednak bez problemów i po paru dniach cieszyliśmy się wypasionymi wizami, ważnymi aż do końca lata.

Radość na lotnisku.

Radość na lotnisku.

Dzień później po ich otrzymaniu, postanowiliśmy zamówić lot do Turcji, skąd planowaliśmy przerzucić siebie i wszystko co będzie z nami, do Syrii. Z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że najtańszą opcją transportu był lot wykupiony w biurze podróży, który obejmował też tygodniowy pobyt w hotelu na południu Turcji- w Alanyi. Na stronie turcja-lastminute.com (przy okazji Euro 2008 ktoś stwierdził, strona ta powinna być witryną tureckiego związku piłki nożnej :) ) rano wykupiliśmy tygodniową wycieczkę z pełnym wypasem, a wieczorem siedzieliśmy już w samolocie lecącym z Katowic prosto do Antalyi. W międzyczasie zdążyliśmy wyrobić sobie karty Euro<26, które zalatwiały sprawę ubezpieczenia, wymieniliśmy trochę kasy, spakowaliśmy lekkie ciuchy, spojrzeliśmy z balkonu na Kraków i wio! Dwie godziny po zarezerwowaniu wyjazdu zadzwoniła do nas miła pani i poinformowała że cena last-minute spadła o kolejne 400pln, co utwierdziło nas w przekonaniu, że robimy naprawdę dobry deal. By nie stresować się lotem powrotnym, zamówiliśmy bilety lotnicze ze Stambułu na 29 lipca (lot do Bratysławy).

Mieliśmy więc pewne ramy czasowe wyjazdu (prawie miesiąc), które były nam potrzebne- tydzień po naszym powrocie brat Michaliny miał zaplanowaną datę ślubu- imprezy której nie zamierzaliśmy odpuścić, choćby nie wiem co!