Pierwszy półksiężyc

2 07 2008
Pierwsza noc w Turcji

Pierwsza noc w Turcji

Po przylocie do Antalyi przewieziono nas busem o Alanyi (prawie 2 h jazdy). Trochę na tego busa czekaliśmy, bo okazało się że z samolotu wysiadlo więcej osób niż biuro podróży przewidywało (może myśleli że ludzie popiją wódeczki w Katowicach i nie dolecą?), dlatego po nas musiał zajechać dodatkowy minibus.

W czasie jazdy mieliśmy okazję podziwiać turecki księżyc w kształcie półksiężyca i kilka przejawów folkloru, o których wcześniej nie słyszeliśmy- większość domów które mijaliśmy, było jednopiętrowych. Nie posiadały jednak dachu z prawdziwego zdarzenia, a wystające druty zbrojeniowe, na wypadek gdyby znalazła się kasa na dodatkowe piętro. Poza tym, standardowym sposobem podgrzewania wody jest przepuszczanie jej przez instalacje znajdujące się na dachu (lub tym co zastępuje dach) budynku. Woda w nich przepływa przez sieć czarnych rurek, w których pod wpływem słońca, woda się ogrzewa. Gdy przyjrzałem się temu patentowi, stwierdziłem że to niezły sposób na oszczędzanie energii, i że fajnie tu mają Turcy, że nie muszą wydawać kasy na CO. Po chwili jednak dotarło do mnie, że ?zaoszczędzoną? kasę i tak muszą wydać na klimatyzację, bo bywa tu niemiłosiernie gorąco. Jeśli dodać do tego ceny benzyny powyżej 5pln/litr, to okazuje się że wcale nie ma tu takiego wypasu.

Ostatnie kilkanaście kilometrów nadmorskiej drogi Antalya- Alanya to niekończący się ciąg hoteli, mega hoteli i turbomegahoteli, w większości zbudowanych w czasie tureckiego boomu turystycznego, pod koniec lat 80tych. Ogrom niektórych z nich, infrastruktura która je otacza, dają fajną skalę porównawczą dla zjawiska pt. ?baza hotelowa w kontekście Euro 2012?. Zobaczymy :)

Nasz pobyt w hotelu od początku był skazany na sukces ;) . Wiedzieliśmy że Turcja jest tylko przystankiem na drodze do Syrii i Jordanii (tak tak, początkowo planowaliśmy Jordanię). Większość rzeczy, od turkish delight, przez hotelowy basen i żarcie oraz niedaleką plażę, traktowaliśmy jako przyjemne ciekawostki, tureckie wisienki na syryjskim torcie, o którego wyglądzie w tamtej chwili nie mieliśmy, rzecz jasna, pojęcia.

Alanya- widok z Alanya Salesi

Alanya- widok z Alanya Salesi

Nasz hotel znajdował się parę kilometrów od centrum Alanyi, dlatego by dotrzeć do serca miasta, podróżowaliśmy busikami (tzw. Dolmuszami). Przejazd nimi kosztował 1L, niezależnie od długości trasy. Rozkładów jazdy nie było, trzeba było dojść na przystanek, przyczaić się w miejscu gdzie jest trochę cienia (lub dogadać sie z kimś, żeby nam cienia użyczył) i max po 10 minutach busik pojawiał się na przystanku. Po dwóch dniach w hotelu stwierdziliśmy więc, że warto wybrać się na wycieczkę do miasta i obczaić, cóż fajnego oprócz hoteli i turystów, południowa Turcja jest nam w stanie zaproponować.

Pierwszy meczet

Pierwszy meczet

Początki były obiecujące- w Alanyi znajduje się, położony nad samym morzem, piękny Seldżucki zamek (Alanya Salesi)(bilet 5L). Nie traciliśmy czasu i- po krótkiej podróży autobusem na zamkowe wzgórze- znaleźliśmy się na zamku, z którego rozpościerał się wypasiony widok na otaczające go miasto, wybrzeże Morza Śródziemnego i pobliskie plaże.

Plaża Kleopatry

Plaża Kleopatry

Tego samego dnia postanowiliśmy też posmakować czegoś spoza hotelowego menu, wybraliśmy się do lokalnej kebabowni (czy też: kebapowni), gdzie, uraczeni przez tureckiego właściciela, zjedliśmy pyszny obiad. Było to jedno z tańszych miejsc w okolicy, gdzie ceny wahały się od 3 do 5L. Wybierając napoje, zauważyliśmy ciekawą maszynę, która mieszała coś, co wyglądało na mleko jub jogurt. Dowiedzieliśmy się że jest to Ayran- lekko posolona mieszanka jogurtu i wody, która dobrze gasi pragnienie w gorące dni. Właściciel kebabowni miał dobrą bajerę- o Ayranie opowiadał, że gdy ma do wyboru kobietę i Ayran, zawsze wybiera Ayran. Gdy dopytałem go o okoliczności które mogą zmienić ten wybór odpowiedział: ?no, chyba że jest wieczór. Wieczorami wolę kobiety?. Tak, wieczorem Ayran niepotrzebny- nie jest już tak gorąco :)

Robaczek, Alanya Salesi

Cykady, Alanya Salesi

Kolejnego dnia zwiedziliśmy sobie lokalny meczet, przeszliśmy plażą i wykąpaliśmy się w morzu. Wiedzieliśmy już wtedy, że czas konczyć naszą “wykupioną” wycieczkę. Dzień później z rana wymeldowaliśmy się z hotelu, informując w recepcji że nie będziemy wracać do Polski z resztą osób z naszej grupy. Pani w recepcji upewniła się jeszcze, czy zdajemy sobie sprawę, iż nie wykorzystamy pozostałych noclegów i wyżywienia. Zrobiła wielkie oczy, gdy oznajmiliśmy iż mamy tego świadomość. A pan obok, usłyszawszy dokąd się wybieramy, zareagował krótko: “Syria? Oh, very cheap electronic goods!”