Pierwsze wykopawki

4 07 2008

Perge. Panorama hipodromu.
Perge. Panorama hipodromu.

Zmywając się z Alanyi do Kapadocji jechaliśmy przez Antalyię. Otobus (czyli autokar) do Goreme mieliśmy o 22.00 co oznaczało, że mamy cały dzień do zagospodarowania. Szybko więc obczailiśmy polecane przez przewodniki miejsca i wybraliśmy dwa z nich- Perge oraz Düden Şelalesi. Zostawiliśmy nasze giga plecaki w przechowalni na dworcu autobusowym (1,5L) i czym prędzej pojechaliśmy do starożytnego miasta, wg legendy założonego w XIII w p.n.e.

Perge, fragment kolumnady

Perge, fragment kolumnady

Mnie od początku bardzo rajcowały amfiteatry. Wcześniej nie zetknąłem się z takim cudem rąk ludzkich (nie licząc tego w Sopocie, który był zbudowany 50 lat temu, więc się nie liczy). Zastanawiałem się jak to jest z tą akustyką i czy naprawdę te miejscówy wyglądają tak dobrze jak to opisują przewodniki. W Perge jednak nie dane mi było porównać Sopot Festival z jakimkolwiek innym Roman/Turkish Festival, bo amfiteatr (mogący pomieścić 12 tysięcy ludzi) był tam zamknięty “w celach remontowych”. Po kolorze tabliczek, które ten fakt obwieszczały, oraz warstwie rdzy, jaka je pokrywała, można było wnosić że cały projekt remontu traktowany jest przez Turków na dość dużym luzie. Możliwe nawet, że jego idea powstała paręset lat temu i od tego czasu dali radę tylko przybić tabliczki…

Jeśli chodzi o wykopawki (vykopávky?)- Czesi, których spotkaliśmy podczas naszej podróży, tak nazwali starożytne ruiny :) Rozśmieszyło nas to do łez, a określenie pozostało.

Perge, centralna część miasta

Perge, centralna część miasta

Perge położone jest 15 km na wschód od Antalyi. Po wojnie trojańskiej Grecy dobrali się do tego terenu i zaczęli rządzić po swojemu. Perge najlepiej dawało radę pod rządami Aleksandra Wielkiego, ale w czasach bizantyjskich przestalo być modne i zostało opuszczone. Jeśli będziecie spacerować po ruinach, które się tam znajduje, natraficie na nazwisko pewnej pani- Plancia Magna. Tej babeczce miasto zawdzięcza swój rozkwit- to z jej skarbonki sponsorowano budowę całej okolicy. Jej grobowiec można zobaczyć w Antalya Muzesi (czyli muzeum w Antalyi).

Perge, brama hellenistyczna
Perge, brama hellenistyczna

Pierwszy raz podczas naszej podróży, oglądane przez nas widoki w nowy sposób zaczęły łechtać naszą wyobraźnię: świetnie zachowane fragmenty akweduktu, kolumnada otaczająca główny rynek w Perge, hellenistyczna brama, czy wreszcie- łaźnie z fragmentami płyt marmurowych na ścianach… To wszystko sprawiało że chwilami czuliśmy się jak w wehikule czasu. A w planach mieliśmy odwiedzić jeszcze kilka podobnych miejsc.

Nimfa ukryta za wodospadem
Nimfa ukrywająca się za wodospadem

A gdy wykopawki wytłoczyły pot na naszym czole, postanowiliśmy się ochłodzić i skoczyliśmy do wodospadów – oddalonego o kilkanaście kilometrów Düden Şelalesi. Z Perge nie było łatwo się wydostać ale udało nam się złapać stopa. Pani, która nie mówiła zupełnie po angielsku, nie dość, że nam bardzo pomagła to w dodatku dostaliśmy od niej prezent, śliczny ceramiczny talerzyk. Odpowiadała nam taka opcja- podróżowania za darmo i dostawania za to prezentów.

Düden Şelalesi to miejsce zbudowane, by umożliwić człowiekowi refleksję nad ideą wodospadu. Wstęp kosztuje niedużo – 1,5 lira, wejście tam pozwala poznać wiele rodzajów wodospadów (np. miniwodospadzik, średni wodospadziun itp.) Wdrapaliśmy się nawet do miejsca, z którego obserwowaliśmy bardzo ciekawy widok, pokazywany tylko w filmach o zdobywcach skarbów i tajemnych romansach- pierwszy raż w życiu byliśmy za wodospadem!

Düden Şelalesi
Düden Şelalesi

Powrót autobusem do Antalyi nauczył nas kolejnej rzeczy o Turcji- większość dworców autobusowych jest umiejscowiona poza centrami miast, a osoba twierdząca że “spokojnie dojdziecie tam, nie musicie jechać” może mieć na myśli spacer trwający około godzinę. Było trochę stresu, ale zdążyliśmy odebrać bagaże i załadować się do autokaru jadącego do Kapadocji (bilet 45 lira) :)



Pierwszy półksiężyc

2 07 2008
Pierwsza noc w Turcji

Pierwsza noc w Turcji

Po przylocie do Antalyi przewieziono nas busem o Alanyi (prawie 2 h jazdy). Trochę na tego busa czekaliśmy, bo okazało się że z samolotu wysiadlo więcej osób niż biuro podróży przewidywało (może myśleli że ludzie popiją wódeczki w Katowicach i nie dolecą?), dlatego po nas musiał zajechać dodatkowy minibus.

W czasie jazdy mieliśmy okazję podziwiać turecki księżyc w kształcie półksiężyca i kilka przejawów folkloru, o których wcześniej nie słyszeliśmy- większość domów które mijaliśmy, było jednopiętrowych. Nie posiadały jednak dachu z prawdziwego zdarzenia, a wystające druty zbrojeniowe, na wypadek gdyby znalazła się kasa na dodatkowe piętro. Poza tym, standardowym sposobem podgrzewania wody jest przepuszczanie jej przez instalacje znajdujące się na dachu (lub tym co zastępuje dach) budynku. Woda w nich przepływa przez sieć czarnych rurek, w których pod wpływem słońca, woda się ogrzewa. Gdy przyjrzałem się temu patentowi, stwierdziłem że to niezły sposób na oszczędzanie energii, i że fajnie tu mają Turcy, że nie muszą wydawać kasy na CO. Po chwili jednak dotarło do mnie, że ?zaoszczędzoną? kasę i tak muszą wydać na klimatyzację, bo bywa tu niemiłosiernie gorąco. Jeśli dodać do tego ceny benzyny powyżej 5pln/litr, to okazuje się że wcale nie ma tu takiego wypasu.

Ostatnie kilkanaście kilometrów nadmorskiej drogi Antalya- Alanya to niekończący się ciąg hoteli, mega hoteli i turbomegahoteli, w większości zbudowanych w czasie tureckiego boomu turystycznego, pod koniec lat 80tych. Ogrom niektórych z nich, infrastruktura która je otacza, dają fajną skalę porównawczą dla zjawiska pt. ?baza hotelowa w kontekście Euro 2012?. Zobaczymy :)

Nasz pobyt w hotelu od początku był skazany na sukces ;) . Wiedzieliśmy że Turcja jest tylko przystankiem na drodze do Syrii i Jordanii (tak tak, początkowo planowaliśmy Jordanię). Większość rzeczy, od turkish delight, przez hotelowy basen i żarcie oraz niedaleką plażę, traktowaliśmy jako przyjemne ciekawostki, tureckie wisienki na syryjskim torcie, o którego wyglądzie w tamtej chwili nie mieliśmy, rzecz jasna, pojęcia.

Alanya- widok z Alanya Salesi

Alanya- widok z Alanya Salesi

Nasz hotel znajdował się parę kilometrów od centrum Alanyi, dlatego by dotrzeć do serca miasta, podróżowaliśmy busikami (tzw. Dolmuszami). Przejazd nimi kosztował 1L, niezależnie od długości trasy. Rozkładów jazdy nie było, trzeba było dojść na przystanek, przyczaić się w miejscu gdzie jest trochę cienia (lub dogadać sie z kimś, żeby nam cienia użyczył) i max po 10 minutach busik pojawiał się na przystanku. Po dwóch dniach w hotelu stwierdziliśmy więc, że warto wybrać się na wycieczkę do miasta i obczaić, cóż fajnego oprócz hoteli i turystów, południowa Turcja jest nam w stanie zaproponować.

Pierwszy meczet

Pierwszy meczet

Początki były obiecujące- w Alanyi znajduje się, położony nad samym morzem, piękny Seldżucki zamek (Alanya Salesi)(bilet 5L). Nie traciliśmy czasu i- po krótkiej podróży autobusem na zamkowe wzgórze- znaleźliśmy się na zamku, z którego rozpościerał się wypasiony widok na otaczające go miasto, wybrzeże Morza Śródziemnego i pobliskie plaże.

Plaża Kleopatry

Plaża Kleopatry

Tego samego dnia postanowiliśmy też posmakować czegoś spoza hotelowego menu, wybraliśmy się do lokalnej kebabowni (czy też: kebapowni), gdzie, uraczeni przez tureckiego właściciela, zjedliśmy pyszny obiad. Było to jedno z tańszych miejsc w okolicy, gdzie ceny wahały się od 3 do 5L. Wybierając napoje, zauważyliśmy ciekawą maszynę, która mieszała coś, co wyglądało na mleko jub jogurt. Dowiedzieliśmy się że jest to Ayran- lekko posolona mieszanka jogurtu i wody, która dobrze gasi pragnienie w gorące dni. Właściciel kebabowni miał dobrą bajerę- o Ayranie opowiadał, że gdy ma do wyboru kobietę i Ayran, zawsze wybiera Ayran. Gdy dopytałem go o okoliczności które mogą zmienić ten wybór odpowiedział: ?no, chyba że jest wieczór. Wieczorami wolę kobiety?. Tak, wieczorem Ayran niepotrzebny- nie jest już tak gorąco :)

Robaczek, Alanya Salesi

Cykady, Alanya Salesi

Kolejnego dnia zwiedziliśmy sobie lokalny meczet, przeszliśmy plażą i wykąpaliśmy się w morzu. Wiedzieliśmy już wtedy, że czas konczyć naszą “wykupioną” wycieczkę. Dzień później z rana wymeldowaliśmy się z hotelu, informując w recepcji że nie będziemy wracać do Polski z resztą osób z naszej grupy. Pani w recepcji upewniła się jeszcze, czy zdajemy sobie sprawę, iż nie wykorzystamy pozostałych noclegów i wyżywienia. Zrobiła wielkie oczy, gdy oznajmiliśmy iż mamy tego świadomość. A pan obok, usłyszawszy dokąd się wybieramy, zareagował krótko: “Syria? Oh, very cheap electronic goods!”